Pani Joanna napisała do mnie, by podziękować za wpis Jak zostać front-end developerem. Zaczęłam pytać jak jej się podoba nowa praca i tak od słowa do słowa opowiedzia mi więcej o swoim przebranżowieniu. Jej samozaparcie robi wrażenie.
Zdradzi wam swoją historię, jak się uczyła programowania i jak wyglądał jej proces rekrutacyjny.
Dziś na blogu oddaję jej głos.
Mam 39 lat i zostałam programistką
Na pierwszy rzut oka wszystko było przeciwko mnie – brak wykształcenia, brak doświadczenia technicznego i trójka dzieci, a przede wszystkim wiek. Tak, bardzo kontrastował ze stanowiskami, które w nazwie miały "młodszy" lub "junior".
Kariera
Nie było mi łatwo wpisywać do swojego CV rok 1998 – rok ukończenia szkoły. Wspomnienia same wracają. Wtedy też zaczynałam szukać pracy. Wszędzie podkreślałam swój wyuczony zawód – Sprzedawca oraz dodatkowe umiejętności. W 97′ zrobiłam kurs szybkiego pisania na maszynie, a następnie uczęszczałam na dodatkowe zajęcia wieczorowe z obsługi komputera. Dopiero za dwa lata mieliśmy kupić pierwszy domowy PC z systemem okienkowym Windows 98.
Miałam głowę pełną planów i jak każda ówczesna prawie 20-latka myślałam o swojej przyszłości. Szybko znalazłam zaskakująco dobrą pracę w zawodzie. Właściwie weszłam do urzędu pracy, gdzie na tablicy wisiała wypisz, wymaluj oferta dla mnie. Kto dzisiaj zaczyna poszukiwanie pracy od wejścia do urzędu?
W wakacje 98′ zaczęłam pracę jako drugi sprzedawca zamówień hurtowych w zakładzie produkcji materiałów tapicerskich. Dziś pewnie to stanowisko nazywałoby się Asystentka Doradcy Klienta Biznesowego albo w inny nowoczesny sposób z dodatkiem angielskiego. W praktyce było to zajęcie żmudne, dotyczące ręcznego przepisywanie dokumentów, przygotowywania prezentacji tkanin, ustalania metrów, stawek i pilnowania terminów. Obsługiwaliśmy małych i dużych przedsiębiorców. Zazwyczaj odwiedzali nas sami właściciele hurtowni, firm i warsztatów, by negocjować ceny. Oprócz tego część materiałów była przez nas kupowana i wykorzystywana do produkcji półproduktów np. materiałów pikowanych. Wśród naszych kontrahentów poznałam swojego męża 😉
Prywatnie życie toczyło nam się bardzo pomyślnie – ślub, pierwszy syn, mieszkanie po babci męża (dzięki czemu mogliśmy się wyprowadzić od moich rodziców), drugi syn. Z brzuchem chodziłam po hali pilnując dużego zamówienia dla włoskiego producenta tkanin obiciowych. Oficjalnie byłam na urlopie, nieoficjalnie pracowałam jak długo się dało, bo byłam potrzebna oraz potrzebne były pieniądze na dziecko. Trochę później awans. Znałam zamówienia i znałam fabrykę od ponad 10 lat. Przez te lata moje obowiązki przestały skupiać się na podpisywaniu umów handlowych. Prawie każdy problem trafiał do mnie – zarówno zawodowy, jak i prywatny.
Przez wiele lat pracowałam w tej firmie i pewnie doczekałabym w niej emerytury. Wiele rzeczy mnie denerwowało, ale zasiedziałam się w jednym miejscu. Najbardziej umowy – stawka na umowie była niewiele wyższa niż najniższa krajowa, a realnie pracowaliśmy za inne stawki, albo w innym wymiarze godzin i tak się kulało, bo wszyscy tu wszystkich znali. Powtarzałam sobie, że mam czas znajdę coś nowego. Pojawiło się trzecie dziecko. Znów wymówki by się wziąć w garść. Póki nie skończymy tego zamówienia, kolejnego zamówienia, póki szef się z szefową nie rozwiodą etc…cały czas czułam się bardzo potrzebna i długo zwlekałam z decyzją o zmianach.
Nigdy nie narzekałam. Praca była, a i mąż sobie dobrze radził. Nie miałam poczucia, że jest mi źle. Dopiero sprzedaż firmy uświadomiła mi w jak kiepskiej sytuacji się znalazłam. Mogłam zostać za kwotę na umowie (a była ona jak to się mówi niższa niż na kasie) albo koniec.
Tak po ponad 15 latach wybrałam koniec.
I tak trafiłam na kasę.
Niby, żadna praca nie hańbi, ale widziałam minę najstarszego syna, buntującego się nastolatka. Wstydził się matki.
Po miesiącu udało mi się dostać pracę jako sprzedawca w salonie meblowym. Swoje obowiązki wykonywałam bardzo sumiennie, wykorzystując widzę o tkaninach starałam się doradzać jak najlepiej. Nie podobało się to mojej kierowniczce. Mimo moich starań klienci rezygnowali z zakupu. Tańsza kanapa miałaby obicie nieodpowiednie do ich potrzeb, na droższą nie było ich stać.
Wiedziałam, że chcę zmienić pracę, ale jeszcze nie wiedziałam jak. Matka trójki dzieci, bez wyższego wykształcenia, bez znajomości języków obcych, w wieku 35+. Niby nie stara, ale pod wieloma względami na rynku pracy z roku na rok mniej atrakcyjna. Kobiety w moim wieku mają swoje przedsiębiorstwa, bogate doświadczenie, a ja? Najlepsze lata życia w jednym miejscu i to takim, które nie dało mi ciekawego wpisu do CV. Wpisu, który by miał znaczenie na obecnym rynku pracy. Obudziłam się z ręką w nocniku…
Trzy lata temu
W między czasie mąż podrzucił mi pomysł czy nie chciałabym programować. Kilka lat wcześniej jego brat uczył mnie trochę programowania w języku C. Była to ciekawostka, która wciągnęła mnie wieczorami na kilka tygodni. Później szwagier wyjechał pracować do Hiszpanii, a ja o programowaniu zupełnie zapomniałam. Zaczęłam szukać jak zostać informatykiem. Źle szukałam, powinnam szukać jak zostać programistą. Pomysł oczywiście szybko upadł, ale jakieś ziarenko zostało we mnie zasiane. Postanowiłam na pewno odświeżyć swoje umiejętności komputerowe sprzed lat.
Synowie zaczęli mnie uczyć komputera od nowa. Umiałam szukać w Google, sprawdzić maila, zamówić coś z allegro, miałam naszą klasę i facebooka, ale brakowało mi ogólnej ogłady.
Przeglądałam oferty pracy prawie codziennie i byłam załamana – zupełnie nie przystosowana do obecnego rynku pracy. Wypisywałam powtarzające się wymagania. Właściwie wszędzie wymagany był język angielski. Kupiłam sobie rozmówki językowe i siadałam do lekcji. Następnie kazałam synom się przepytywać. Odpytywaliśmy się wzajemnie: ja zadawałam np. pytanie z dat na historię czy wzorów na matematykę, synowie pytali mnie o słowa i całe zdania po angielsku, ale brakowało im do mnie cierpliwości.
Któregoś dnia popołudniu przywitał mnie mąż z kartką z urzędu pracy – informacją o intensywnym kursie językowym dla osób z wykształceniem średnim/zawodowym. Nie chciałam o tym słyszeć. Musiał długo mnie namawiać bym poszła. Nie umiem wyjaśnić, dlaczego było mi wstyd skorzystać z darmowej pomocy. Próbowałam się tłumaczyć, że najmłodsza córka zaczęła podstawówkę, będzie wymagała większej opieki nad lekcjami. "Czytać, pisać, dodawać umiem. Na razie dam radę sam się nią zająć" – mąż nie chciał słyszeć mojej odmowy. Miał rację, była to jedna z ważniejszych decyzji w tamtym okresie.
Około 2 lata temu
W sklepie byłam wstanie odpowiedzieć klientom po angielsku, gdzie są kanapy, a gdzie szafy. To był dla mnie ogromny postęp.
Kolejny punkt przełowy nastąpił, dzięki Anecie – mojej koleżance z czasów szkolnych. Znalazłyśmy się na naszej klasie i umówiłyśmy na kawę. Nie pamiętam co mi wtedy powiedziała dokładnie. Zapamiętałam z tego tyle: "Umiesz sprzedawać. Będziesz sprzedawać strony internetowe!". Kolega jej koleżanki, wujka, brata, szwagra (już nie pamiętam) prowadzi własny biznes informatyczny. Oferują kompleksową obsługę i tworzenie stron www. Tak z jej polecenia zostałam Młodszym Specjalistą ds. Sprzedaży. Jednak sprzedaż usług okazała się czymś zupełnie innym od sprzedaży fizycznych przedmiotów. Wszędzie teraz pada określenie "młody i dynamiczny zespół". Ja go nie znałam, a do takiego zespołu właśnie dołączyłam. Miałam wrażenie, że mocno zawyżyłam średnią wieku. W firmie było może 30 osób, z czego znaczną część stanowili studenci lub świeżo upieczeni absolwenci studiów.
Właściwie od zera dowiedziałam się czym się różni Joomla od WordPressa, co to jest e-commerce, jak działa reklama w Internecie, że Google to nie tylko wyszukiwarka. Początki były naprawdę koszmarne. Mimo szkolenia często myliłam pojęcia w usługach, które oferowałam klientom. Zadawałam ogromną liczbę pytań swojej przełożonej. Jestem jej wdzięczna za okazaną cierpliwość. Na koniec mojego stażu powiedziała, że docenia mój postęp, zaangażowanie, przygotowane oferty i prezentacje dla klientów. Miała dla mnie przedłużenie umowy na kolejny rok. To była ogromna ulga.
1.5 roku temu
Co jakiś czas osoby z firmy chodziły na różne wydarzenia. Dział zajmujący się stronami chodził na wydarzenia IT. Osoby, które siedziały koło mnie chodziły czasem na jakieś spotkania marketingowe. Nigdy nie miałam na to czasu, przecież wracałam do rodziny. Aż pewnego dnia usłyszałam, że w tej branży powinno się rozwijać także poza 8 godzinami w pracy, by wiedzieć, co się dzieje na rynku pracy. W kontekście tego, co jeszcze niedawno przechodziłam mocno mnie to dotknęło. Postanowiłam, że przy najbliższej okazji pójdę z innymi. Pierwsze wydarzenie na jakie trafiłam odbywało się jakiejś klubokawiarni w centrum. Dotyczyło sprzedaży przez niestandardowe kanały: kampanie na Snapchacie i przyczyny popularności influencerów. Tematy były nawet ciekawe, ale dalekie od moich zadań firmowych. Na podstawie prezentacji znalazłam synów na Snapchacie. Nie byli zadowoleni.
Mimo że pierwsze wydarzenie wydało mi się stratą czasu, to nie poddałam się tak łatwo. Poszłam na kolejne spotkanie. Tym razem organizowały je Geek Girls Carrots. Dwie prezentacje kobiet sukcesu prowadzących własne biznesy i jedna mówiąca "każdy może nauczyć się programować!". Jak to każdy? Ja też mogłabym się nauczyć i robić to co nasz dział tworzący strony www? Wydawało mi się, że ich wiedza i umiejętności są dla mnie zamknięte w zupełnie innym wszechświecie, całkowicie niedostępne. Nie mogłam w to uwierzyć, ale prelegentka była bardzo przekonująca. To wystarczyło. Powiedziałam o pomyśle mężowi, a on ku mojemu zdumieniu stwierdził, że to świetny pomysł, w końcu „nie jesteśmy jeszcze tacy starzy”.
Zaczęłam sama szukać wydarzeń dla początkujących. Tak dowiedziałam się o weekendowych Django Girls. Dwudniowe warsztaty dały mi niesamowite wsparcie motywacyjne. Postawiłam pierwszą stronę www z prostym blogiem. Większości tego co działo się w kodzie nie rozumiałam, dużo było magii i kopiowania, a nie chciałam opóźniać grupy. Zasypywałam mentora pytaniami, prosiłam o materiały do dalszej nauki. Polecił mi dalej uczyć się HTMLa i CSSa, bo to ponoć jak język angielski w branży IT. Wrażenia z Django Girls zostały ze mną na długo. Mimo iż byłam jedną ze starszych uczestniczek, w ogóle nie czułam się wykluczona. Wiele dziewczyn miało ten sam cel co ja – poznać programowanie i zmienić pracę.
Po warsztatach szukałam darmowych materiałów do nauki po polsku, tak trafiłam na wspaniałą stronę The Awwwesomes. Krok po kroku, lekcja po lekcji wieczorami przechodziłam zadania. Programowanie zaczęło zajmować mi większość myśli. Stałam nad garami mieszając obiad, a w myślach miałam problem z wyśrodkowaniem elementu. Na wywiadówce u córki zupełnie odpłynęłam i zaczęłam na kartce notować co muszę zmienić w moim kodzie po powrocie do domu. Poczułam się znowu bardzo młoda! Oczywiście, 38 lat, to żadna starość, ale jestem w takim wieku, że część moich koleżanek z "czwórką z przodu" zaczyna rozmawiać o wnukach, a ja tu nagle o komputerach!
Motywacja
Druga młodość nie była moją główną motywacją. Ważną motywacją do zmiany pracy były pieniądze. Praca handlowca nie była źle płatna czy nieciekawa, ale nie mogłam sobie wyobrazić siebie jako Panią 50+ przygotowującą wciąż ofert stworzenia sklepu internetowego i czy prowadzenia reklam na facebooku. W tamtym okresie często dostawałam umowy niełatwych klientnów "Januszy", bywało, że kłótliwych, którzy jednocześnie nie chcieli współpracować z młodym handlowcem uważając, że wiek definiuje doświadczenie. Wtedy mój wiek i stanowcza postawa (jak do dzieci) były zaletą. Czułam jednak, że nie dam rady tak wiele lat. Znałam górne zarobki jakie mogłabym uzyskać na swoim stanowisku i dla porównania widziałam na naszej stronie www oferty jakie kierowane były dla programistów. Kwoty pięciocyfrowe wyglądały naprawdę imponująco.
Czy da się pogodzić naukę programowania i rodzinę?
O tym, że uczę się tworzyć strony www wiedziało wiele osób. Kiedyś jedna z młodszych koleżanek w pracy stwierdziła, że nie wie jak ja mam na wszystko czas. Ona wróci, zrobi kolację, włączy facebooka, serial i idzie spać. Możliwe, że dzięki trójce dzieci zostaliśmy z mężem mistrzami wykorzystania każdej wolnej minuty dla siebie. Prawda też jest taka, że nie znam uzależnienia od facebooka jakie obserwuję np. u swoich dzieci, nie korzystam z niego prawie wcale.
Nie szło mi jakoś bardzo szybko. Plan wydawał mi się długoterminowy. Złościłam się, gdy mi nie wychodziło. Zazwyczaj na męża, który przecież niczemu nie był winny. W sumie na naukę programowania poświęciłam ponad rok. Jeśli ktoś myśli, że mając rodzinę przebranżowi się w 3 miesiące to z całego serca życzę mu powodzenia – tylko niech się z nami podzieli jak to zrobić. Wg mnie tak się nie da, nauka programowania wymaga czasu i ciągłego powtarzania tego, co już raz się zrobiło, bo pamięć jest zawodna.
Jak pisałam – moja nauka zaczęła się od Django Girls i The Awwwesomes. Wracałam też do angielskiego. Obce pojęcia sprawdzałam za pomocą translatora, a często tłumaczyłam całe zdania.
Córka odrabiała lekcje na stole w kuchni, a ja jej "pilnowałam" na przeciwko z laptopem. Zwykle koło 20 kazałam dzieciom zmykać do siebie, a sama dalej robiłam swoje kursy i tutoriale. Niesamowite jak wiele można się nauczyć zupełnie za darmo, jedynie mając dostęp do internetu.
Po zrobieniu pierwszej strony, drugiej strony, trzeciej strony, strony z formularzem, doszłam do momentu, gdy musiałam nauczyć się podstaw php. Próbowałam uczyć się z różnych źródeł. Jest ich naprawdę dużo. Niektóre porzucałam w trakcie inne wykorzystywałam tylko do jednego problemu. Często oglądałam jak coś zrobić krok po kroku na youtubie. W końcu uznałam, że muszę się bardziej do nauki PHP przyłożyć i kupiłam książeczkę "PHP5 – tworzenie stron WWW. Ćwiczenia praktyczne"– bardzo polecam.
Kolejną książką, którą kupiłam był "Bootstrap w 24 godziny". W ofertach pracy powtarzała się ta nazwa i kiedy zupełnie przypadkowo spotkałam tę książkę w centrum handlowym postanowiłam się w nią zaopatrzyć. Wszystko jest wytłumaczone po polsku od zupełnych podstaw, dokładnie tak jak potrzebowałam. Bootstrap to framework, który dostarcza gotowe klasy css. Niesamowicie przyspieszył moją naukę i jednocześnie sprawił, że przestałam mieć problemy z responsywnością stron. W trakcie nauki zostałam też częstym bywalcem forum 4programmers, gdzie zadawałam być może głupie pytania. Odpowiedzi często były nieprzyjemne, ale równie często byłam w stanie znaleźć wśród nich wartościową odpowiedź. Pierwszą poważną stronę jaką postawiłam z pomocą Bootstrapa, była strona dla firmy męża, później poprawiałam ją z tysiąc razy.
Równolegle z PHP zaczęłam widzieć, że kulał mój JavaScript. Chciałam zapisać się na kurs wieczorowy, niestety ceny szkół programowania okazały się zaporowe, zupełnie dla nas niedostępne. Na szczęście jest naprawdę dużo darmowych materiałów (niestety mają też minus – często kończą się gdzieś w połowie – autor nagle przestaje pisać, nagrywać na yt i koniec) lub w całkiem osiągalnych cenach. Porównałam oferty Strefy Kursów, Eduweba i Udemy, w końcu kupiłam kurs na tej ostatniej stronie.
W międzyczasie przestałam mówić, że chcę tworzyć strony www. Już znałam różnicę między pojęciem front-end (html, css, javascript, jQuery), a back-end (php, Django).
Pod koniec zeszłego roku trafiłam na artykuł z tego bloga Jak zostać front-end developerem?. Otworzył mi oczy, gdzie ja teraz jestem i co umiem, a czego nie umiem. Dowiedziałam się, że przez tyle czasu nie poznałam Git’a, warto poznać frameworki js np. Angulara. Jednocześnie, że już całkiem sporo potrafię. Mogę zacząć wysyłać CV.
Rekrutacje
Stworzenie CV zajęło mi jeden wieczór. Pomocne okazały się generatory, w których podaje się dane kontaktowe, daty pracy, wykształcenie i zainteresowania, a na koniec dostajemy gotowy szablon do pobrania jako PDF. Bardzo wygodne rozwiązanie. Poprzednio stworzenie CV w Wordzie zajmowało mi sporo czasu.
Słyszałam, że należy dodawać zdjęcie do CV. Moje dowodowe niestety jest bardzo niekorzystne. Stanęło na tym, że na tle białej ściany syn zrobił mi zdjęcie telefonem. Filtr czarnobiały, trochę wygładzający twarz, przycięcie do odpowiednich proporcji. Wersja wydała mi się wystarczająco dobra, przynajmniej nie wyglądałam jak kryminał.
Pod koniec października zaczęłam rozsyłać CV. Wysłałam do firm, które miały oferty dla stażystów, junior front-end developerów, jak i na front-end developerów, nawet jeśli nie miały rekrutacji na juniora. Miałam kilka szablonów w Wordzie w zależności o rekrutacji, które kopiowałam do emaila personalizując trochę treść oraz nazwę firmy, do której kieruję moją aplikację.
Pierwsze odpowiedzi dostałam już na początku listopada. Wśród nich najwięcej było odpowiedzi na nie, ale tylko na początku. Im później dostałam odpowiedź, tym bardziej pozytywny miała ona wydźwięk. Znalezienie pracy zajęło mi 2,5 miesiąca. Wysłałam pewnie z ponad 50 różnych aplikacji, odpowiedź dostałam na 23 wiadomości, byłam na 12 rozmowach rekrutacyjnych, rozwiązałam kilka zadań domowych i kilka w trakcie rekrutacji. Tylko w dwóch wypadkach zostałam zaproszona na drugi etap rekrutacji i od żadnej z tych firm nie dostałam ostatecznie pozytywnej odpowiedzi. Dostałam dwie propozycje współpracy i wybrałam tę, która miała przynajmniej plan na mój start i wdrożenie w zadania.
Tyle ogólnie o rekrutacjach w liczbach – trzeba się było nachodzić. Parę razy się załamałam, że już nigdzie mnie nie przyjmą i po co ja w ogóle to robię.
Zadania wysyłane mailem
Zadania domowe miały różny poziom. Czasem to było zadania opisowe z załączoną grafiką do zakodowania, stworzyć formularz, napisać kod w JavaScripcie, który coś liczy, innym razem test do rozwiązania przez stronę www.
Z czasem było różnie – test np. miał ustawiony timer i odliczał 80min na rozwiązanie całości. Zadania do zakodzenia miały różny termin zwykle koło 7 dni.
Rozmowy rekrutacyjne
Jeśli dobrze rozwiązałam zadanie domowe dostawałam zaproszenie na spotkanie.
Na rozmowach było wszędzie bardzo podobnie. Najpierw zdziewienie moim wiekiem i CV (niektórzy wyglądali jakby pierwszy raz widzieli je na oczy) później pytania. Pierwszy raz spotkałam się z aż tak nieformalną atmosferą i powtarzała się ona na większości rekrutacji. Prawie na każdej rekrutacji miałam chwilę rozmowy po angielsku. Nie była trudna, ani techniczna. Coś w stylu opowiedzieć co robię w wolnym czasie, czy opowiedzieć o swoim hobby. Kilka zdań i dziękujemy chcieliśmy zobaczyć czy język jest na poziomie komunikacyjnym.
Wśród pytań nietechnicznych padały pytania:
- o moje poprzednie doświadczenie,
- dlaczego chcę zmienić pracę,
- największy zawodowy sukces,
- jakie miałam sytuacje trudne, konfliktowe i jak sobie z nimi poradziłam,
- co wyniosłam w pracy jako sprzedawca usług IT
I tu język korzyści handlowca bardzo się przydawał. Na pytanie o 16 lat w jednym miejscu i czemu tam nie pracuję mogłam odpowiedzieć, że był to czas ważny w mojej karierze, nauczył mnie wielu rzeczy w tym negocjacji jak i tego, że trzeba cały czas się rozwijać, bo nic nie jest dane raz na zawsze.
Gdzie widzę się za 5 lat?
Oczywiście, jako programistę specjalistę, myślę, że zostanę po stronie front-endu. Czemu nie jako team lider? Mogłabym być zarządzać zespołem. W przeszłości kierowałam 30 osobami, jednak najpierw trzeba sobie wyrobić odpowiednie umiejętności techniczne, a tutaj jeszcze droga przede mną.
Padały też pytania o połączenie życia osobistego i pracy zawodowej.
Praca to praca, połączenie jak każde inne. Pracuję jak każdy inny człowiek w wieku produkcyjnym. Jeśli chodzi o trójkę dzieciaków – mam dwóch licealistów i "wszystko sama" 11-latkę. Dzieci są samodzielne, trudno o lepszy moment na zmiany w życiu, prawda?
Zwracano uwagę czy będę dobrze czuła się w zespole złożonym z dużo młodszych pracowników? Czy tym wieku jestem gotowa na zmiany?
To ostatnie pytanie trafiło mi się tylko raz i uważam, że było przesadzone. W takim momencie chciałabym powiedzieć dwudziestoparoletniej Pani rekruter, że ją też kiedyś to czeka. Może za 10, 15 lat ona sama stwierdzi, że to nie jest kariera dla niej – czy to aż takie dziwne, że w jednym miejscu pracują ludzie w różnym wieku?
Raz zdarzyła mi się dość dziwna rekrutacja przed świętami – byłam ja i 3 inne osoby, wszyscy odpowiadali w tym samym czasie na pytania, w różnej kolejności, później wszyscy byliśmy zaproszeni do drugiej sali z komputerami, by rozwiązywać test, na końcu mieliśmy wspólnie zbudować wieżę z klocków wg algorytmu z kartki. Cały czas przyglądali nam się rekruterzy, a pani podkreślała, że to innowacyjna, mało stresująca metoda sprawdzania kandydatów. Dla mnie była to najbardziej stresująca rekrutacja ze wszystkich dotąd.
Na rozmowach technicznych zazwyczaj było dwóch rekruterów. Zaczynało się od rozmowy o tym skąd w ogóle zainteresowanie programowaniem, jak się uczę, jakie mam projekty. Przy projektach pytano, dlaczego jako pokazowy wybrałam akurat ten projekt, czy dobrze pracuje mi się z frameworkiem (bootstrap / Angular) i jakie inne poznałam, albo kojarzę chociaż z nazwy.
W trakcie rozmów spotkałam się z zadaniami na kartkach. Jeśli chodzi o pytania były różne pytania i zadania m. in.:
- wytłumaczyć kod html,
- zaproponować znaczniki html do podanej grafiki,
- wytłumaczyć funkcję w JavaScripcie,
- jakie znam systemy CMS,
- zaproponować jak jakiś element będzie wyglądał w RWD,
- czym się różni protokół http od https,
- jak przyspieszyć działanie strony internetowej,
- czy znam pojęcie SEO i dlaczego jest ważne dla stron www,
- kilka pytań teorytycznych dotyczących technologii podanych w CV
Pytań było znacznie więcej, większości pewnie już nie pamiętam. Nie na wszystkie umiałam odpowiedzieć, ale zawsze był powód do rozmowy. Po każdej rozmowie myślałam, że mogłam wypaść lepiej. Stres miał ogromny wpływ na moje odpowiedzi.
Jedną rekrutację zapamiętałam szczególnie. Rekruterka +/- w moim wieku została dłużej, by ze mną rozmawiać. Gdy razem wychodziłyśmy zamykała biuro i szła w tę samą stronę na przystanek. Zapytałam wprost: co sądzi o mojej rekrutacji. Powiedziała, że podziwia mój zapał, jej by się nie chciało. Wystawi mi bardzo pozytywną opinię, bo byłabym cennym pracownikiem. W IT teraz jest taka rotacja ludzi, że ja jako prawdopodobnie osoba ustatkowana, jestem lepszym kandydatem niż młodzi, którzy bez doświadczenia krzyczą 4-5 tysięcy na start, a chwilę potem odchodzą jak tylko zdobędą wpis do CV – to jej opinia. Jednocześnie wątpi bym przeszła do rekrutacji technicznej. Szukają kandydatów o trochę innym profilu – juniorów, ale zaraz po studiach. Nie od niej będzie zależało zaproszenie mnie na drugi etap (faktycznie 2 tyg później dostałam automatycznego maila z podziękowaniem i informacją o zakończeniu rekrutacji). Strasznie zabolało. Wracałam i łzy mi ciekły po policzkach. Co poradzę, że wiekiem już juniorem nie jestem. Możliwe, że bym całkowicie odpuściła, ale na mailu czekała na mnie kolejna odpowiedź, właśnie od firmy, w której dzisiaj pracuję.
Ta rekrutacja od początku była inna – trochę sztywniejsza.
Rekruter techniczny (niewiele młodszy ode mnie) był bardzo precyzyjny w pytaniach. Pytał mnie o zaintresowania, jak się uczyłam programowania, z jakich stron, kursów. Widziałam wyraźne zainteresowanie, gdy szczegółowo opowiedziałam o wielu źródłach nauki. Pytał po czym rozpoznaję dobre, aktualne materiały od takich niezbyt dobrych. Gdy powiedziałam, że robiąc tutoriale czytam o użytych metodach w oficjalnej dokumentacji – uznał to za bardzo dobrą praktykę. Parę razy się uśmiechnął zwłaszcza, gdy stwierdziłam, że lubię też podglądać co się dzieje na stronie w konsoli, sprawdzać czy coś się sypie w JavaScripcie.
Oprócz rozgrzewkowego, typowego zadania na kartce dostałam laptopa z zadaniami w pdf do wykonania na kodzie testowej strony. Wyszedł na godzinę, by mnie nie stresować. Mogłam spokojnie korzystać z Internetu. Po teście na komputerze pytał jak podobały mi się zadania czy coś sprawiło trudność, jakie mam przemyślenia o tej formie, czy coś bym jeszcze chciała dodać. Zapewnił, że niezależnie od wyniku dostanę odpowiedź od firmy.
Co ciekawe nie dostałam się na stanowisko, na które się rekrutowałam – rekruterem technicznym był lider zespołu innego niż ten, w którym obecnie pracuję. Stało się tak, że do swojego zespołu zarekrutował inną osobę, jednak moja rekrutacja poszła na tyle dobrze, że utworzono jeszcze jedno stanowisko.
Wydawało mi się, że w domu się dużo uczyłam. Nie, to był dopiero początek góry lodowej. Po miesiącu okresu próbnego byłam ogrom wiedzy do przodu. Nie umiem opowiedzieć jak dużo się nauczyłam. Od korzystania z ftp, konsoli, gita, narzędzi nawet skrótów w Sublimie. W firmie jest standard nazywania metod, klas, tworzenia czystego kodu, dawania komentarzy, narzędzia do zarządzania zadaniami. Poznawłam wiele nowych słów związanych z programowaniem. Lepsze metody debuggowania, obecnie uczę się pisania prostych testów w js.
Rady dla innych
Przede wszystkim się nie można się poddawać, zniechęcać, ani liczyć na łatwy szybki sukces. Nauka programowania nie jest łatwa, ale nie jest też bardzo trudna. Wymaga czasu i właściwie ciągłego powtarzania. Teraz ponoć dużo osób chce zmienić zawód. Jeśli czegoś bardzo się chce nie można zasłaniać się wiekiem, wiek niczego nie przekreśla. W moim odczuciu wiek stawia poprzeczkę trochę wyżej niż w przypadku młodych ludzi, zwłaszcza po studiach technicznych.
Język angielski jest konieczny. Nie ma innej opcji. Nie znasz angielskiego to musisz się go nauczyć. Tylko się z tego powodu nie łam – jest dużo źródeł do nauki angielskiego, a poziom wymagany na rekrutacjach jest niewysoki. Poza tym firmy często oferują doszkalanie pracowników w tym zakresie.
Warto uczyć się z wielu źródeł i robić rzeczy pozornie takie same – powtarzać coś na różne sposoby. Zrobiłaś jeden formularz (imię, nazwisko, adres)? Zrób go jeszcze raz inaczej, ale inaczej.
Nie, nie jesteś za stara, by coś zmienić w swoim życiu. Powiem więcej, może to nie jest ostatnia duża zmiana, która na ciebie jeszcze czeka!
Zbiór kursów Udemy: Jaki kurs programowania wybrać?
Jak zostać front-end developerem? – kompendium wiedzy
Darmowy kurs programowania w Pythonie od podstaw
Gdy zobaczyłam wpis o kolejnej historii z cyklu „jak zostałam programistką” stwierdziłam, że już chyba nic mnie nie zaskoczy, a jednak okazało się jak bardzo się myliłam. Tak szczerej historii jeszcze nigdy nie miałam okazji czytać. Gratuluję Joannie, stała się moją kolejną inspiracją na drodze do marzenia, którym jest programowanie!
gdy rozmawiałyśmy przez facebooka miałam takie samo wrażenie, gdy powiedziała ile energii włożyła w swoje przebranżowienie nie miałam słów podziwu. Tym samozaparciem mogłaby obdarzyć spokojnie kilka osób
Czyli można śmiało powiedzieć że zostanie programista po 30 z takimi parametrami startowym jak Twoje to jak wygrana w totolotka. Naprawdę, nieźle Ci się udało. Ja mam lepsze teoretycznie CV od Twojego i od 3 lat nie dostałem pracy i byłem może na 3 rozmowach i kilku telefonicznych. Radzę każdemu żeby znalazł sobie inne zajęcie niż programowanie.
Przepiękna historia! Podziwiam! Naprawdę zazdroszczę takiego zorganizowania w życiu, łączenia życia osobistego i zawodowego. Z tego tekstu czuć kibicowanie rodziny i oparcie w mężu, a to jest naprawdę ważne przy takich życiowych zmianach.
Życzę samych sukcesów na nowej ścieżce kariery!
Dziękuję za ten artykuł 🙂 jest dla mnie bardzo mocno motywujacy!
Jestem pod taaakim wrażeniem! I taaaak zmotywowana. Dziękuję, pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego 🙂
Ja również dziękuję <3 Fantastyczna i wyczerpująca historia.
Nie rozumiem zachwytów. Pracę dostała po znajomości z polecenia i po prostu popłynęła na fali dalej.
Między handlowcem, a developerem jest jednak spora różnica i nie jest to kwestia popłynięcia na fali – co najwyżej zmiana branży otworzyła oczy Pani Joannie, ale sprzedawanie stron programowania samo nie uczy ;P
Ale ekstra historia! Bardzo inspirująca 🙂 Gratulacje dla bohaterki za wytrwałość!
Milo sie to czyta do programowania trzeba miec zapał, ale nie słomiany bo wiele osób zaczyna, a potem wlasnie porzuca a tu trzeba wytrwalosci. Zycze wielu projektow i wysokich zarobkow 😀
Fantastyczna historia. Wielki szacun dla autorki i brawa za wytrwałość. Ja sam przekroczyłem 40 i od dwóch miesięcy staram się poznać Pythona na spółę z HTML, CSS, PHP i SQL…gdzieś tam w tle chodzi mi po głowie Django, ale to później. Ostatnich kilkanaście lat spędziłem w sprzedaży i czuję, że coś we mnie się wypaliło. Zacząłem od Javy, ale szybko się zniechęciłem i wtedy przeczytałem gdzieś o Pythonie. Powiedzieć, że zaskoczyło to będzie mało. Niemal każdą chwile jaką ma facet po 40, pracujący, mąż i ojciec dwóch urwisów, przeznaczam nawet na kilku wersowy kodzik, na przeczytanie o tej czy innej funkcji, albo na słuchanie podcastów Michaela Kennediego (Talk to me python), którego polecam, choćby w ramach treningu angielskiego. Na razie zarywam noce i deadline ustawiłem sobie na koniec września. Do tego czasu postanowiłem, że opanuję Pythona w stopniu dobrym włącznie z OOP (które na razie jest zmorą moją i śni mi się po nocach), HTML i CSS oraz zacznę już pierwsze projekty w Django. Jeśli mogę coś polecić do HTML, CSS, PHP, SQL i elementów Javascript to kanał YT „Pasja informatyki” Mirosława Zelenta. Facet bardzo profesjonalnie i przystępnie tłumaczy. Trzeba tylko przymrużyć oko na gadulstwo:-) autora. Jak będzie zobaczymy, wsparcie rodziny nieocenione, więc pewnie się uda. Wierzę w to, a ta historia tylko mnie jeszcze nakręciła.
Zacna historia. Bardzo motywująca. Sam mam 35lat i po 8 latach w jednym miejscu i próbach z drugim etatem uznałem, że czas nauczyć się czegoś nowego. Padło na programowanie. Zawsze mi gdzieś towarzyszyło, dawno temu „skleiłem” stronę www w samym HTML’u (rok chyba coś około 2000-2001). Później na studiach non stop gdzieś się przewijał a to C++ a to C# no ale nigdy nie było samozaparcia by przysiąść i zacząć się uczyć. Teraz się to zmieniło i non stop kopię w internecie za wiedzą na temat Pythona, C++, Swifta czy HTML i CSS + JS (frameworkow narazie nie ruszam). Mam kilka ciekawych źródeł nauki teorii, gdyby ktoś potrzebował to zapraszam do konwersacji.
Dzięki za motywację. Mam nadzieję, że ja jako facet po 40-tce z tytułem naukowym doktora historii też mogę zostać juniorem. Nie chcę całe życie zarabiać groszy w budżetówce. Co myślicie, jest dla mnie nadzieja?
Moim zdaniem jest. Trzymam za ciebie kciuki. 🙂
Można by założyć jakieś stowarzyszenie ..czy coś co by pozwalało zarabiać wcześniej zebrać się w parę osób – ja w okolicach 2007-2011 tworzyłem strony www cms itp (finansowo szału nie było ) – niestety zdalnie – i bliskie osoby naciskały bym poszedł do normalnej pracy – poszedłem do sklepu internetowego …zmarnowałem mnóstwo czasu .. pozapominałem – technologie się pozmieniały — aktualnie coś bawię się w webVR – a-frame ..może to będzie następna generacja stron www
Świetny artykuł. Zapraszam również do zapoznania się z moją historią.
Jak zostałem programistą – historia prawdziwa
Zawsze jak potrzebuję zastrzyku motywacji to wracam do tego posta. Dobrze pokazuje najważniejszą zasadę w nauce programowania – pewne rzeczy trzeba po prostu wysiedzieć. Inna kwestia, że akurat ta dziedzina ma bardzo niesprzyjającą krzywą uczenia, przez którą 90% się zniechęca.
Przeczytałam to z zapartym tchem bo marze o tym żeby zostać programista. Mam 30 lat. W kółko słyszę ze szukają wszędzie programistów a z 2 str wszędzie szukaj doświadczonych… kiedyś nawet przeczytałam ze nie da się zostać programista po 30 bo sa to grube lata zgłębienia wiedzy i nawet po rocznych kursach ludzie sobie nie dają rady…
po przeczytaniu tego moje marzenia legły w gruzach.
Tak mocno mnie to zdemotywowało ze się poddałam i nie mam odwagi wrócić …
Jeśli sprawiało Ci to przyjemność to koniecznie wracaj! 30 to żadne za późno, pełno historii to potwierdza
Ja właśnie też ruszam z planem programista po 40. Mam 42 lata i ogromną chęć zmiany ścieżki zawodowej. Bardzo ciekawa i inspirująca historia Pani Joanny upewnia mnie, że cel jest do zrealizowania.
Cześć
Dzięki za ten wpis. Pokazuje prawdziwą drogę i trud, motywuje i daje do myślenia. Szczególnie w moim przypadku, gdzie ten pomysł zakwitł w mojej głowie już jakiś czas temu.
Motywacja, ale nie taka 5 minutowa. Dzięki raz jeszcze i przede wszystkim wielki szacun.
Kacper
Kurcze, a ja w wieku 28 lat się łamię, że nie uda mi się znaleźć pracy jako Front-End developer bo jestem już za stary. Co do pytań rekrutacyjnych jakie mi się przytrafiły mam wrażenie, że były podobne. Wspominam pytania
o Arię w HTML, Local storage, protokół HTTP, Callback Hell w js oraz asynchroniczność, dependecy injection, box model. Generalnie w wrześniu tego roku miną dwa lata jak uczę się js,css oraz html. Ogółem chciałbym móc pisać aplikacje webowe w Vue.js bo sprawia mi to masę przyjemności, ale raczej się to nie uda. Niewiele firm korzysta z Vue i to się raczej nie zmieni. Wcześniej już programowałem i napisałem już jeden większy projekt w Django/ Pythonie. Mam też 6 miesięcy stażu jako programista gier komputerowych, ale to doświadczenie raczej już mi się nie przyda.
Ja też zostanę programistką.
Pani Rito, bardzo dziękuję za udostępnienie historii pani Joanny!
Pani Joanno – ogromny szacun, za wytrwałość, determinację i chęć opowiedzenia swojej historii innym. Jest Pani bardzo inspirującą osobą!
Jak wielu komentujących sama stoję przed koniecznością zmiany drogi zawodowej, bo moje dotychczasowe wykształcenie i doświadczenie nie jest już specjalnie pożądane na rynku. Tyle, że jestem 44+ i realnie patrząc, gotowa do podjęcia pierwszych kroków w zawodzie będę w wieku 45+. Dla mnie to nie jest żadna przeszkoda, nawet zarobki niższe niż do tej pory mnie nie blokują, ale szczerze – nie wiem, czy jakikolwiek rekruter będzie w ogóle chciał ze mną rozmawiać… Jest to bardzo przygnębiające, zwłaszcza teraz, gdy mówi się o zmieniającym się podejściu do pracy, związanym z tym, że każdy będzie raczej zmuszony do kilkukrotnej w ciągu całego życia zawodowego zmiany profilu zawodowo-kompetencyjnego. I sama, obserwując swoich znajomych w podobnym wieku, widzę tę gotowość. Niestety, nie widzę jej po stronie pracodawców, którzy jednocześnie podkreślają, że tak brakuje im rąk do pracy.
Pani Joanno, jeszcze raz gratuluję!
Czuję się zainspirowana, ale jednocześnie zastanawiam się, czy jednak podjęcie takiej próby nie zakończy się dużym niczym z przyczyn ode mnie niezależnych. Cóż, nie dowiem się, jeśli nie spróbuję. 😉 Pozdrowienia!
Gratuluję Pani Joannie ale… czasami po 7, 10 i 15 latach programowania człowiek staje się wrakiem. Najwięcej osób które w ostatnich latach mierzą się z chorobami psychicznymi to programiści… weźcie Państwo to pod uwagę. Niestety nie wróże Pani dalekiej przyszłości zwłaszcza jako Front-End- owiec. Natomiast bezcennym będzie znajomość angielskiego oraz wiedza z zakresu programowania w danej technologii. Po 40-tce niestety to czas na naukę innych. Jako nauczyciel z doświadczeniem można 10 lat pociągnąć, jeżeli jest się wykładowcą na uczelni to i do emerytury. Informatyka>Programiści nie jest dla osób starszych, można się w nią bawić ale bezpiecznie dla swojej psychiki tylko do 40-45 lat max później to tylko pasja, zajęcie dodatkowe, czerpanie przyjemności z zabawy pisania, jako praca podstawowa? moim zdaniem głupota i męczarnia. Bardzo mało mówi się o tym, że dzisiaj programista to taki………..robotnik na budowie, ma klepać kod.. co innego analityk systemowy, architekt projektu ale w 90% to osoby po studiach, nie słuchajcie, że ktoś jest analitykiem systemowym czy architektem jako samouk, są to nieliczne przypadki… w dużych firmach zwłaszcza w stanach takie stanowiska zajmują osoby z dr przed nazwiskem. Era Jobsów się skończyła i nie powtórzy… Pomijając już fakt, że on programistą nie był. Studia są ważne.. Osobiście polecam taką ścieżkę: ucz się samodzielnie w domu, pracuj i studiuj a ilość dzieci w domu nie jest istotna – wiem co piszę. Dzisiaj studia to nie są 4 czy 5 lat jak kiedyś i chodzenie codziennie do budynku uczelni….. są on-line, są zaoczne, co dają? Jedną dla mnie podstawową rzecz, zmuszają do spojrzenia na tematy o których samodzielnie nigdy nie pomyślisz. Zmuszą Cię do napisania czegoś w C++, jakieś gry w Pythonie, PHP, Java to raczej podstawa….będziesz zmuszona/y poznać nauczyć się wzorców projektowych. Testy, automaty musisz się zaprzyjaźnić……musisz je poznać! Wątpię żeby ktoś na studiach uczył się html-a czy cssa to musisz poznać samodzielnie. Jeżeli wybierzesz programowanie, na zaliczenia musisz przygotować projekty, rzeczy których nigdy nie podjęłabyś się w życiu. Linux? Na studiach to podstawa… Robotyka? Arduino? systemy wbudowane ……..czy dzisiaj usiądziesz i kupisz sobie zestaw coś sama/sam z siebie zrobisz? Nigdy! Ogarnąłeś w jakimś zakresie PHPa albo Jave i mówisz luz jestem super, po co mi to…… to nie tak, to zmienia myślenie uwierzcie. Dlaczego studia moim zdaniem są ważne? Nauczysz się tworzenia dokumentacji, usłyszysz powiedzmy coś w rodzaju kodeksu, takie prawidła jak powinien być prowadzony projekt, jak odbywają się procesy, jak są modelowane dla każdej poważnej firmy to bardzo istotne. Best practices -> w domu, w pracy w zespole, ale bezpieczeństwo, normy, aspekty prawne to studia nie kursy. Dlaczego studia? bo mają obowiązek powiedzieć Ci: Apple zrobiło to świetnie jest liderem, ale Microsoft ma takie samo rozwiązanie które działa tak i tak a na Linux-sie to już inna bajka…. Odradzam kursy jakże wymagane na głupich rekrutacjach typu 5 dniowe po 4 tys zł…. Nie chce nikogo zniechęcić ale zastanówcie się czy to na pewno dla Was ścieżka. Ciągłe uczenie się, ciągłe poznawanie, ciągły rozwój…….nieustanne problemy, które musisz rozwiązywać. Znam wiele, bardzo wiele osób które po wielu latach programowania wracały na studia po „niby papierek” bo przecież umiem (ja wstyd się przyznać ale dopiero po X latach uzyskałem stosowne dokumenty poświadczające inż, mgr, choć to 4 ukończone studia) i wiem, że było warto – dlaczego? Bo ten niby papierek czy nawet 2 a może i więcej jednak potwierdza kompetencje oraz umiejętności. Bo przez lata słyszałem no wiesz jesteś świetny, awansowałbyś ale ten młody jest po studiach….a ty nie masz…i tak było w korporacji, w prywatnej firmie oraz państwowej. A gdy już miałem stosowne papierki to …………..był nagle inny temat braku awansu, podwyżki itd…ale to zostawmy haha:) Nie tylko sam youtube, nie udemy, nie blogi.. zobaczcie, kurs HTML + CSS+Java 4900zł w pięć dni…hm… w tej cenie macie Roczne lub 2 letnie studia podyplomowe 4-5tys zł, przez cały okres studiów projekt zespołowy, płacisz w ratach, masz kontakt z ludźmi przez 2 lata.. osobiście zachęcam do studiowania:) PS. znam ludzi którzy programują od 7 roku życia….. w wieku 33 lat są wrakami i o informatyce nie chcą słyszeć……. i znam takich co od 7 roku życia (czasy Commodore, Atari) dzisiaj są liderami zespołów, jeżdżą po całym świecie i nigdy nie chcą z tego rezygnować….nie znam osoby po 40 która odniosłaby sukces, która do końca życia chciałaby to robić. Z drugiej strony jak przychodzi do mnie osoba i kładzie na stole dyplom inżyniera a ja pytam o naprawdę podstawowe rzeczy i słyszę: nie pamiętam ale przypomnę sobie, miałem to na studiach, ja to wiem ale nie teraz ale ogarnę bo jestem zdolna itd ……….to ten dyplom nie ma żadnego znaczenia i taka osoba nie będzie zatrudniona. Odnośnie wieku, jeżeli informatyka, grafika od najmłodszych lat jest Twoją pasją masz szansę być kimś wyjątkowym, im szybciej staniesz się specjalistą tym łatwiej będzie Ci w życiu……czy w wieku 40 lat masz szansę być specjalistą? jakim kosztem? czy warto? dla siebie, dla dzieci na pewno, ale czy nie można robić czegoś innego? zastanów się.. Rozważ czy jak już nauczysz się, osiągniesz jakiś cel……a obok Ciebie będą młodzi po studiach z papierkami, z doświadczeniem 2-4-7 lat jak ta praca wygląda, ty pracujesz po 12h a oni się śmieją dobrze bawią, to co ty robią w 3h, frustrujące? Twój pracodawca szczęśliwy bo Ty nie zrezygnujesz, kredyt, dzieci….. a młodzi? mają rodziców którzy pomogą… ale to nie jest tylko problem branży IT. Na pewno zauważyliście, że programiści czy admini są gburami, warczą, nie odzywają się – dzikusy, to wcale nie wynika z ich geniuszu to często bark wiedzy, niepewność, obawa o wyparcie z rynku. Depresja? bardzo częsta, straszna. I na pocieszenie, pamiętajcie, że często rekrutacje IT są robione „bo muszą być”, sprawdzenie rynku, zainteresowania itd…. najczęściej wszyscy szukają z polecenia, wśród swoich tak było jest i pewnie długo jeszcze będzie, więc nie załamujcie się jakąś odmową, bardzo możliwe, że nikt nawet nie przeglądał Waszego CV. Czasami CV jest przeglądane wg klucza i odsiew jest ogromny bez wnikania w odrzucone. Pozdrawiam.
Kurcze człowieku SISHARP, od pierwszych wersów twojego wpisu, można wyczuć inżyniera. Wyciągnij kij z d..y. Dziewczyna zrobiła to co chciała, osiągnęła taki poziom, jaki dla niej jest spełnieniem na chwilę obecną.
Pani Joanno całym sercem gratuluję i trzymam kciuki za spełnianie dalszych marzeń i planów!!!
SISHARP Ty się po prostu, po polsku, czepiasz. Wyciągasz najgorsze scenariusze z ciemnych zakamarków tragicznej wyobraźni o świecie. Współczuję tobie, poważnie. Otwórz oczy, rozejrzyj się, zobacz jak piękne są motyle, zaakceptuj marzenia innych ludzi. Współczuję również tym, którzy położyli swoje CV przed twoim obliczem i z pewnością nie zobaczyli w twoich oczach wsparcia i otwartości. Szkoda, że pozytywne słowa Pani Joanny wywołują w tobie chęć podcinania skrzydeł, tym którzy wznoszą się na swej pasji i wzniecanej chęci do bycia tym, kim chcę. Proszę przestań wyrzucać w przestrzeń czarnowidztwo, zaufaj ludziom bez uprzedzeń.
Pani Joanno dziękuję i trzymam kciuki, bardzo mocno trzymam 🙂
Świetny wpis. Pomimo obszernych opisów czytało się bardzo lekko. To chyba kolejny talent… Pozdrawiam i życzę powodzenia i oby zapał nie przygasał. A okolice 40stki to najlepszy czas… Coś o tym wiem.
Dziękuję za ten blog bardzo potrzebowałam takiego wsparcia. Szczerze podziwiam panią.
Dziękuję za tą historię, sam dopiero zaczałem raczkować w programowaniu, a mam już wiek 30+ i kończę studia zaoczne totalnie nie związane z IT jednak nie widzę siebie w zawodzie który studiuję. No i oczywiście mam wątpliwości- czy jak się nauczę programowania sam to jedyne co będę mógł robić to pisać programy dla własnej „zabawy” czy może jest szansa na znalezienie pracy w zawodzie? Ten wpis mnie podbudował.
Dla mnie szukanie pracy w branży IT było wręcz traumatyczne i przestałam. Na front-end developera w zasadzie teraz nigdzie nie można się załapać bo wymagania są nieziemskie nawet jak na juniora często wymagany przynajmniej rok doświadczenia, więc spróbowałam z innym językiem PHP i wcale lepiej nie było. Co prawda częściej mnie zapraszali na rozmowy ale nie wiem po co i na co. Takiego seksizmu i braku profesjonalizmu nie ma w żadnej innej branży to jest chaos i nie mam zielonego pojęcia czemu ludziom się wmawia że mają iść w kierunku IT.
1 firma – tydzień próbny na którym już drugiego dnia facet pojechał do klienta i wszystko musiałam robić sama bez pomocy więc oczywiście mi podziękowali, chłopaki w pokoju obok co chwilę przeklinali, a przez telefon wywnioskowałam że ktoś się do nich włamał i mają zapieprz.
2 firma – facet nie przejrzał nawet mojego portfolio żadnego zadania do wykonania po prostu pogaduszka czy lubię prace z klientami i aluzje że kobiety do IT się nie nadają (?)
3 firma – najbardziej traumatyczne miałam wrażenie że to rekrutacja dla wtajemniczonych, jeden chłopak strasznie irytujący nie wiem czy robili to celowo tzn. „stress interview” czy nie ale wrażenia tragiczne, zadanie co prawda było do wykonania ale powiedział że jak wiem jak zrobić to nie muszę robić cokolwiek to oznacza… przecież mogli od razu powiedzieć że sie nie nadaje i nie chcą patrzeć nawet na mój kod, czułam się tragicznie po tym przez 2 tygodnie. A jak napisałam negatywną opinie na gowork to straszą sądem (?)
Totalny dramat to jest prawdziwe oblicze branży IT.
Studia niestety nie dają kompetencji zawodowych. Dają jedynie wiedzę bardzo ogólną. W programowaniu liczą się umiejętności. A te zdobywa się pracując i samodzielnie szukając wiedzy. Łatwy kawałek chleba to nie jest, przede wszystkim dlatego że już zawsze trzeba będzie się uczyć. Technologie pędzą i mam wrażenie że zawsze jestem do tyłu. To frustrujące bywa.
Pewnie że łatwo się wypalić, jednak to nie kwestia wieku a raczej lat spędzonych na programowaniu.
Swojej pierwszej pracy szukałam ponad rok a byłam po studiach kierunkowych. Podziwiam determinację pani Joanny i życzę sukcesów.
Wszyscy tu piszą że chcieli by zostać, ale nie widziałem kogoś komu by się to udało.
Ten post otwiera oczy na rzeczywistość. Teraz wiem czego się spodziewać. Firm które nie będą Ciebie witać z otwartymi rękoma, ale jeszcze zepchnąć cię ze szczytu pełna chęci i zapału. Ja kręcę się wokół elektroniki już jako mlodziudki dzieciak, od małego mnie fascynowały tranzystorki. Pierwszy raz napisałem program w Basic na Commodore 64, to były proste kwadraty kółka i spiralę na ekranie. Jak to w Polsce bieda skwierczala i nie było takich marzeń o własnym komputerze. Pierwszy raz kiedy się zetknąłem z komputerem z Windows 95 to mnie oszolomilo. Już wtedy strasznie mnie ciekawiło jak program działa. Ogólnie jak system z graficzny się prezentował. Wtedy pierwszy raz pokochałem animację 3D. Potem ojciec musiał sprzedać komputer i po igrzyskach. Potem parę lat nic, i dopiero jak przyjechałem do Holandii to kupiłem sobie pierwszy komputer. I od tego się zaczęło. Najpierw zabawa z systemem. Potem Linux wszedł do gry. W nim poznałem bash i terminal, potem zacząłem się bawić z Linux Gentoo. Gdzie wszystkie programy trzeba komplikować pod własny procesor.
Ale nie miałem w sobie na tyle wiary by pomyśleć o prawdziwym programowaniu. Zawsze znajomi mówili że mam łeb do tego, ale to znajomi.. Co mogą wiedzieć. Przecież studiów nie miałem więc mi się nie marzyło. Nie wierzyłem w siebie. Wtedy nie dawno w firmie której pracuje dyrektor do spraw zaopatrzenia dostrzegł że ma pod sobą inteligentnego pracownika który potrafi rozwiązywać problemy i świetnie sobie radzi z maszynami na produkcji… Tia to jego słowa.. Człowiek po studiach z doświadczeniem 25 letnim tak mi powiedział… Dodał też że marnuję się jako zwykły pracownik i dziwi się mi co ja tu wogule robi. On widział by mnie na jakimś wyższym stanowisku, z czymś związanym z technologia. No i jego słowa tak mi zapadły w serce ze postanowiłem spróbować. A ze wcześniej bawiłem się w elektronikę i Arduino gdzie trzeba było zaprogramowac mikrokontroler żeby pod pewnymi wydarzeniami na przykład zapalił lampkę i uruchomił doniczek na 20 sekund. Więc to pozwoliło mi na zapoznanie się z podstawą języka C.
Jednak jak to ja, nie lubię prostoty, gdy postanowiłem się uczyć języka to poszedłem na całość, i wybrałem C++. Początek był łatwy, ale gdy przyszło mi się uczyć obiektowosci, to jak czarna magia. Totalnie inne myślenie niż w C. Zajęło mi to 4 miesiące by ogarnąć prawie wszystko co daje C++. Iii… Szukanie pracy… Jeszcze nie znalazłem bo jestem nowy, i czytając ten artykuł teraz wiem że to dopiero połowa drogi. Że dalej wiem za mało. Że będę musiał wysłać 50 CV zanim jakiś desperat stwierdzi że mnie przyjmie. Bo nikt nie chce na stanowisko kogoś kto dopiero nauczył się języka. Większość chce kogoś kto już ma staż 2 letni. I teraz to mnie przeraża. Że tak ciężko się uczyłem, a będę teraz mieć pod górkę. Cieszę się że ta pani dotrwała do pierwszej pracy. Ja będąc w Holandii, widzę dla siebie marna przysLosc jako programista w Holandii.
Brat uczył programowania w C… myślę ze wielu z nas czytających gdyby miało kogoś na choć by i te 10h w sumie do nauki programowania to mogło by to ogarnąć… mówi ze ze to nie jest takie trudne ze trzeba mieć dryg do tego itp. ale sadze ze wszystkiego da cie wyuczyć i nikt programistą się nie rodzi… choć sa pewne predyspozycje.
sam szukam drogi jak cie nauczyć tego cennego zawodu po 30… ale to nie jest łatwe
Ciekawy tekst, przeczytałem go z przyjemnością. Ja akurat zacząłem od zrobienia podyplomówki z zakresu Back-end developer na WSKZ-cie, bo zanim zacznę rozglądać się za pierwszą pracą czy stażem chciałem uzyskać solidną dawkę wiedzy. Uczelnię mogę polecić z uwagi na to, że kształcenie odbywa się online co jest duzym udogodnieniem dla osób posiadających dzieci.