Metoda 50 minut, która poprawi Twoje relacje ze smartfonem

Na pewno znasz to z autopsji. Słońce leniwie wlewa się przez okno, przeciągasz się wciąż jeszcze trochę śpiąco, w końcu po sekundach lub minutach walki ze sobą otwierasz oczy. Co dalej? Paciorek, mycie zębów, szklanka wody z cytryną? Nie. Smartfon.

Jeszcze kilka lat temu straszono by nas – jeśli pierwsze co robisz po przebudzeniu, to sprawdzenie fejsa, to wiedz, że coś się dzieje. Dzisiaj nikogo już to nawet nie dziwi. Technologia jest z nami zawsze i wszędzie, social media to najlepsi towarzysze, a gmail na zmianę nas budzi i układa do snu. Może tak już jest i będzie i nie ma się czym przejmować. Z drugiej jednak strony dobrze wziąć moment oddechu. Tu z pomocą przychodzi metoda 50 minut.

Metoda 50 minut – o co w niej chodzi?

W maksymalnym skrócie – spróbuj nie dotykać smartfona, laptopa ani innych urządzeń przez 50 minut po wstaniu z łóżka i, analogicznie, na 50 min przed pójściem spać. Wydaje się niemożliwe, prawda? Jeżeli jednak spróbujesz wprowadzić te zmiany do swojej codziennej rutyny, może przynieść Ci to spore korzyści.

Spokojny poranek

Dając sobie spokój z telefonem przez tych kilkadziesiąt minut od momentu przebudzenia, nie dołączasz od razu do szaleńczej gonitwy, w jaką wpędzają nas social media. Nie oszukujmy się, nigdy nie spędzamy tam tylko chwili. Jedna reakcja prowadzi do kolejnej, lajk goni lajk. W jednej chwili zachwycasz się słodkim kotkiem, zostawiasz komentarz, udostępniasz artykuł na temat polityki Donalda Trumpa, a po cichu otwierasz w nowej karcie plotki na temat Kardashianów. Zaraz, czy na pewno obejrzałeś insta stories wszystkich bliskich znajomych? Kiedy już chcesz kończyć, oczom ukazuje się kolejny kotek. To koło nigdy się nie zamyka. Pomyśl, czy warto zaczynać dzień w ten sposób. Jeżeli pokonasz przyzwyczajenie, uda Ci się bardziej skupić na porannych czynnościach. W efekcie jesteś lepiej zorganizowany, ze spokojem zjadasz śniadanie, a z domu wychodzisz zrelaksowany. Na sprawdzenie aktualności będziesz mieć jeszcze mnóstwo okazji.

Niczym niezmącony sen

Wieczorem z kolei dobrze jest dać odpocząć swojemu organizmowi zanim jeszcze zalegniesz pod kołdrą. Niebieskie światło, emitowane przez ekrany naszych urządzeń, zaburza wydzielanie melatoniny, nie bez kozery nazywanej „hormonem snu”. Na światło to jesteśmy naturalnie wystawieni w ciągu dnia, a więc sztuczne narażanie się na nie nocą skutecznie zakłóca rytm snu. Nie mówiąc już o bólu oczu, głowy, a nawet potencjalnym uszkodzeniu siatkówki. Idealne jest niekorzystanie z wszelkich ekranów na 3 godziny przed pójściem spać, ale już 50 minut zrobi dużą różnicę. Zaśniesz nie tylko szybciej, ale też jakość snu zdecydowanie wzrośnie. Poza tym nie wystawiając się na bodźce dostarczane przez media, wyciszysz się i uspokoisz, więc nic nie będzie rozpraszało Cię podczas procesu zasypiania.

Czy takie życie jest możliwe?

Regułę postanowiłam oczywiście przetestować na sobie. Jej założenia wydawały mi się banalne, ale do czasu. Pierwszy dzień okazał się być niespodziewaną drogą przez mękę. Minuty bez tknięcia telefonu czy włączenia jakiegokolwiek filmiku na youtube przy śniadaniu dłużyły mi się niemiłosiernie. Wieczorem z kolei w nieskończoność zmuszona byłam odkładać pójście spać, by „wyrobić” przepisowe 50 minut. Sięganie po smartfona okazało się bardziej odruchowe, niż przypuszczałam. Kolejne dni nie były dużo łatwiejsze, ale zabrałam się do zadania metodycznie. Postanowiłam bardziej skupiać się na tym, co i jak robię, jak wygląda mój poranny i wieczorny rytm, kiedy wyłączę wszystkie rozpraszacze. Zaczęłam powoli zmieniać nawyki.

Obecnie:

  • śniadanie jem naprawdę powoli i ze spokojem. Podczas posiłku nie gapię się bezmyślnie w ekran, więc jem w większym skupieniu.
  • zaczęłam znowu czytać – uwaga – literaturę. Przez lata powtarzałam, że nie lubię czytać przed snem, bo bardziej mnie to pobudza (wymówka ta dotyczyła oczywiście tylko książek, a nie statusów znajomych na fejsie). Teraz okazało się, że kilka czy kilkanaście stron gdy leżę już w łóżku jest prawdziwą przyjemnością.
  • gdy staram się zasnąć, myślę o czymś naprawdę relaksującym, zamiast analizowania tego, co tego dnia widziałam, zrobiłam itp. Sen naprawdę przychodzi szybciej, gdy wyobrażam sobie wakacje na Bahamach czy skaczące po łące króliczki, a nie rozmyślam o dopiero co wysłanych mailach.

Podsumowując, eksperyment uważam za udany i obiecujący. Mam zamiar trwać w w tym nowo nabytym stylu życia, choć czuję się trochę jak alkoholik na odwyku. Sama jednak trzymam kciuki za siebie i Ciebie też. Zachęcam do sprawdzenia, jak może wyglądać życie, kiedy nie wmawiasz sobie, że to przecież tylko pół minutki na insta.