Panda straszy czyli pole dance Halloween

Jest coś niewyjaśnialnie fajnego w przebieranych imprezach. Nie mam na myśli kupowania kostiumu. Chodzi mi o kompletowanie i przygotowywanie stroju według naszego własnego pomysłu. Jeszcze w szkole była to dla mnie najfajniejsza część różnych okazji i świąt, Japanikonu czy Pyrkonu. To również powód, dla którego Poznań Offline Party wciąż uważam za ważną pozycję w kalendarzu, mimo, iż impreza grupy społecznej jaką jest branża IT sama się skazuje na porażkę. Także jeśli chodzi o Halloween, mogę przybić wirtualną „piątkę” z Riennaherą.

Nie podejmuję się dyskutowania z argumentem „tak się nie powinno, bo to przecież to amerykańskie święto” – a głosu użycza gonciarzowy wiecznie niezadowolony Polaczek. Jeśli jest okazja do spotkania w gronie bliskim i dalekim, jedzenia, picia i pogadania, a do tego przebrania się, to dlaczego by z niej rezygnować?

Właśnie takie rurkowe Halloween świętowałyśmy. Zresztą opis wydarzenia był prosty i bardzo zachęcający:

„W planach:

  • rura
  • ploty
  • rura
  • jedzenie
  • picie
  • rura
  • gry i konkursy
  • wspominałyśmy już, że będzie rura?”

Przebranie było obowiązkowe, więc zaopatrzona w piżamę od siostry zostałam creepy pandą. Przy tej okazji muszę przyznać, że eyeliner to najtrwalsza szminka jaką kiedykolwiek miałam na ustach!

panda-makijaz

 

Makijaż na pandę składał się z prawie jednolicie ciemnych powiek, dodatkowo podkreślonych teatralnie grubymi kreskami eyelinerem, dużej ilości cienia pod oczami, umalowanego eyelinerem czubka nosa, prostej linii poprowadzonej od nosa do łuku amora i czarnych ust. W domu nie miałam farbek do twarzy, dlatego bazą makijażu jest mój krem BB przypudrowany mąką (chociaż talk dla niemowląt lepiej by się sprawdził w tej roli). Początkowo Panda miała być krwiożercza, jednak rysowanie czerwonych zacieków kredką do ust groziło niepowodzeniem. Zamiast tego postawiłam na efekt niepokojącego uśmiechu uzyskany przez przedłużenie kącików prawie do połowy policzków.

 

pandahalloween

W Divie straszy!

Wieczór jak można wnioskować skupił się wokół rurek, niekoniecznie do tańczenia – siedzenie i gadanie pod nimi też jest całkiem w porządku. Jedzenia nie zabrakło, wręcz tradycyjnie już zostały nam nadmiary. Dynia opluła całą tacę guacamole ku radości rozłożonych wokół nachosów oraz zebranych Div i Divów(? – wersja męska specjalnie dla rurkującego Marcina).

Gdyby odbywał się konkurs na najbardziej enigmatyczne przebranie, to nasza Zofija musiałaby nagrodzić samą siebie. Chyba jako jedyna mogła usłyszeć pytanie „Czym albo Kim jesteś?”. (Dla niedomyślnych jak ja, odpowiedź brzmi: RÓŻOWĄ PANTERĄ).

zofia

 

W moim stroju chęć wskoczenia na rurkę musiała zatrzymać się na samej chęci i podłodze, a kilka prób wdrapania się wyżej kończyło się płynnym zsuwaniem. Z drugiej jednak strony pomysłów na foty nam nie brakowało, a pierwszą pomoc w ustawianiu otrzymywałyśmy od Zochy.

 

14724640_10210851757834128_6587887981391753402_n

figury

 

Mimo deszczu i zimna na dworze,
nam było radośnie w różowym kolorze!

 

diva_razem

Film i relację z pole dance’owej imprezy z najdziecie na blogu Diva Dance Studio.
 
Dynia Halloween i taniec na rurze