Lista moich grzechów

Wsiadam w tramwaj nr 13 jadący z mojego końca świata do „centrum”. Twarze są raczej śpiące, niezbyt zainteresowane otoczeniem, a już najmniej pokonywaną trasą. Przez kolejne stacje towarzyszy mi Taco Hamingway powtarzając „następna stacja” i prawie wpasowuje się w moją rzeczywistość. Mijamy słynny wiadukt nad niczym, siedzibę allegro, stadion miejski. Na kolejnym przystanku wsiada młoda dziewczyna z nadwagą. Mimo wczesnej godziny ma w dłoni torbę z mcdonalds, drugą podtrzymuje jedzonego właśnie mcflurry. Do głowy niemal automatycznie przychodzi złośliwe „jesteś tym co jesz”. Łapię się nad tym. W takich momentach wstyd mi za samą siebie. Łatwo oceniać innych? Gdy próbuję oceniać kogoś odwracam ocenę przeciwko sobie. To bardzo dobry trening uczący pokory.

Bez makijażu, chora  i zbyt leniwa, by pójść wreszcie do dermatologa i sprawdzić co to za wysypka rozgościła się na moim czole, zastanawiałam się co robię źle? 

„Zastanawiam” – to słowo na wyrost, bo zastanawiać się przecież nie muszę. Znam swoje błędy żywieniowe i nie tylko. Co drugie pismo w dziale lifestyle o tym krzyczy, więc wiem co powinnam robić. Niby wszystko jest takie proste i klarowne, ale gorzej z wdrożeniem w życie. Też tak czasem macie?

W roku akademickim poranek zaczynam codziennie o innej porze. Jem śniadanie, choć nie zawsze. Zwykle są to płatki z mlekiem lub tosty, czasami tylko kawa.

Cukier to moja wielka słabość. Tutaj nie ma wyjątków. Gdyby kończyło się na słodzonej kawie i herbacie, ale niestety nie. Czekolada, ciasta i ciastka, żelki, kremy orzechowe na kanapki, niełatwo mi się im oprzeć. Kto w ogóle wymyślił czekoladę Wawel z masłem orzechowym? Tej osobie powinni sprawić sowitą premię, bo gdy tylko widzę tę czekoladę w sklepie, wydam wszystko co mam w portfelu. Jedyne co mnie ratuje, to fakt, że nie jest dostępna w każdym sklepie, a do Piotra i Pawła mam za daleko (i też nie zawsze jest na półce).

Nie mam też wykształconego nawyku picia wody. Staram się wybierać soki zamiast napojów, rzucić okiem na syrop glukozowo-fruktozowy, a raczej upewnić się, że go nie ma. Mimo to, najważniejszym napojem powinna być woda (a nie jest). Wszyscy to wiemy.

Nieregularne posiłki są u mnie znacznie częstsze niż regularne. Jedynie wspomniane śniadanie jem o mniej więcej o stałej porze „porannej”, a jest to pora zależna od godziny wstania, więc waha się między 6.30-11:00. Resztę jak mi się zachcę, zazwyczaj powiązaną z „inni jedzą”. Oczywiście normą w moim przypadku jest podjadanie między posiłkami. Bardzo często zdarza mi się jeść śniadanie i obiadokolację.

Aktywność fizyczna? Z kondycją raczej źle, chodzę na pole dance, ale raz w tygodniu to nie wystarczający trening, ponadto bardzo często dopada mnie brak motywacji pokrywający się z brakiem efektów. Wygodniej leży się z laptopem w łóżku niż wstaje by poruszać.

Do tego sen. Późno się kładę, wstaję byle zdążyć na uczelnie lub do pracy. Niedobór snu wpływa na pogorszenie przemiany materii.

To daje obraz tego, że od miesiąca mój status wcale nie zmienił się magicznie z „ZACZYNAM” na „PROGRES”.

Plusem grzechów jest to, że łatwo i warto zamienić je w przykazania. Znaleźć swoje słabości i zmienić w proste zasady, które będziemy wprowadzać w życie.

W moim wypadku:

  • jeść regularnie co 3 godziny
  • pić więcej wody
  • ograniczyć słodycze
  • więcej się ruszać
  • chodzić o regularnych porach spać i wstawać